Prawa Mirandy – skąd wzięła się słynna formuła wypowiadana przez amerykańskich policjantów?

„Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie”. Chyba każdy, kto widział przynajmniej kilka filmów produkcji amerykańskiej, w których pojawia się scena zatrzymania kogoś przez policję, doskonale zna tę formułkę w zacytowanym lub podobnym brzmieniu (zależy od tłumaczenia). Czy w rzeczywistości wygląda to tak samo i dlaczego w ogóle policjanci w Stanach Zjednoczonych muszą udzielać takiej informacji zatrzymanemu? I co ma to wspólnego z niejakim Ernesto Mirandą?


W 1963 r. w Stanach Zjednoczonych w stanie Arizona policja zatrzymała Ernesto Mirandę. Zarzucano mu gwałt i porwanie. I Miranda faktycznie był winny tych przestępstw. Sprawa jednak sięgnęła Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, a pierwszy wyrok skazujący Mirandę unieważniony. Wszystko dlatego, że policja nie poinformowała Mirandy, między innymi że ma prawo zachować milczenia oraz że ma prawo do adwokata. Ernesto Miranda sam przyznał się do zarzucanych czynów i cały problem wyniknął z faktu, że wyrok skazujący oparto wyłącznie na jego zeznaniu, którego (czego najwyraźniej nie wiedział) mógł odmówić. I właśnie to stało się przyczyną kontrowersji i ostatecznego podważenia wyroku. Dodatkowo Mirandę wprowadzono w błąd, informując, że ofiara już go rozpoznała, mimo że nic takiego nie miało miejsca.


Na całe szczęście nie stało się tak, że dzięki kruczkowi prawnemu gwałciciel zdołał uniknąć kary. Proces odbył się ponownie, z zachowaniem przysługujących oskarżonemu praw i tym razem niezbicie udowodniono oskarżonemu winę. Nie jednak na podstawie jego własnych zeznań, ale zeznań świadków. Miranda trafił do więzienia, gdzie miał spędzić 11 lat, ale zwolniono go wcześniej, w 1972 r. Wolnością nie nacieszył się jednak długo, choć dzięki rozgłosowi powodziło mu się nie najgorzej. Odkrył możliwość zarobkowania sprzedając wydrukowane słynne już prawa, pozwalające zachować milczenie, opatrzone jego własnym autografem. Po zaledwie 4 latach zginął, zasztyletowany w trakcie bójki, jaka wywiązała się w wyniku gry w karty.


Żywot Ernesto Mirandy z pewnością nie zasługuje na pochwałę, niemniej jego nazwisko przeszło do historii dzięki głośnej sprawie sądowej, która go dotyczyła. Sąd Najwyższy nie nakazał co prawda informowania zatrzymanych przez policję podejrzanych o przysługujących im prawach, cytowana na wstępie formuła nie jest więc prawem w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale przyjętą praktyką. To znaczy prawa, które przysługują zatrzymanemu i oskarżonemu są jak najbardziej prawdziwe, samo ich istnienie nie wymusza jednak obowiązku informowania o nich. Niemniej zdanie pojawiające się w tylu amerykańskich filmach stało się powszechnie stosowaną praktyką.


A jak się mają Prawa Mirandy do prawa polskiego? Oczywiście w Polsce podejrzanemu w postępowaniu karnym również przysługuje szereg praw. Może składać wyjaśnienia, lub odmówić ich składania (nawet bez podania przyczyny), może nie odpowiadać na niektóre pytania, przysługuje mu też prawo do obrońcy (wynajętego lub przydzielonego z urzędu). Tyle tylko, że nikt podejrzanego o tym w sposób nieco teatralny, na kształt amerykańskiej formułki nie informuje. Nie oznacza to jednak, że podejrzany nie jest zaznajamiany z przysługującymi mu prawami. Odbywa się to przed przesłuchaniem i polega na podpisaniu stosownego pouczenia, za pośrednictwem którego udzielane są zainteresowanemu wszelkie niezbędne informacje.


Prawo do odmawiania zeznań i obrony przed sądem są fundamentalnymi prawami przysługującymi podejrzanym. A to właśnie sprawa Mirandy przyczyniła się do powszechnej świadomości tych praw.